Boję się, że nadejdziesz,
Na ustach ze szminką w Erynie,
Że Słońce krwawo wzejdzie,
Pijane gniewu twego winem.
Niech oczy me zamilkną,
Niech katakumby skryją myśli
Drżenie, zanim, jak wilk na
Łowach, osaczysz mnie i zniszczysz.
Boję się, że otworzysz
Otchłanie z płynnego bazaltu,
Że spłonę, przygnieciony
Rozmiarem ziejących bezkształtów.
Nie poruszam się duchem,
Unikam dotyku powietrza,
Tego, co je chłonąc, tchem
Zjadliwym wysyłasz na potrzask.
I tak zaraz mnie znajdziesz.
Poruszam się przecież w akwarium,
Którego pożerasz brzeg.
Na ścieżce czarnych bachanaliów
Jesteś Studnią, w krąg której
Z nawiniętymi na kołowrót
Biegam jelitami: lżej
Ginąć pustszym o każdy obrót...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz