ciągle się boję
że tuż za rogiem
czai się koniec
i nie jest motylem czarnoskrzydłym
o pałających ślepiach
co trzepotem w wietrzny chaos wydmy
wzbija w czasu stepach
nie jest krzykiem potępienia
predestynowanych
ni co lśnienie w mrok zmienia
złem od urażonej many
nie jest sądem ni rozdrożem
ni drzwiami
nie czeka aż się ukorzę
gdy sumienie plami
lecz jedynie
przewinie mnie
jak szpulę w kinie
jedynie
Znów przebudziłem się pełen przerażenia. Ból rozerwał powieki uśpione w miriadzie gnostyckich światów i generacji. Raz jeszcze zapragnąłem biec i schować się przed gorgonowym wzrokiem Archontów, spoglądających, jak cerber naziemny - z Góry Annoiki. Dusza moja na imię ma Apollodora, bo Pan Światłości mi ją podarował. Niech te wiersze - opowieści o Bogach zrodzonych ze smutku, będą ostatnim tchnieniem dla Niego wdzięczności...