piątek, 24 stycznia 2014

Bukefalos

Nagie pustkowie.
Ty jesteś Aleksandrą:
Gładzisz mnie, a biel
Nasiąka słońca barwą.

Tyś Aleksandrą;
Gładzisz mnie, gładzisz mój strach
Melodią mandor,
O strunach z zielonych traw.

Oddychasz ze mną;
Pozwalasz mi przepływać
Rzekę tętniącą,
Na brzeg, gdzie łez ubywa.

Prowadź mnie więc w bój!
Ochroni mnie twe słowo.
Niebo ze mną pruj!
Mój grzbiet weź pod swe łono.

Będę Cię nosił
W dal, aż do utraty tchu;
Będę Cię nosił,
Na jawie i pośród snów...

A kiedy strzała
Dosięgnie mnie ostatni
Raz, już bez ciała,
Cieniem Ci będę... zdatny.












czwartek, 23 stycznia 2014

Wianek Hekate


Starucha o żelaznoszarej cerze
Objawia się śród cieni mroźnej nocy.
Przygarnia wiatr, mamrocząc coś w ofierze
Dla drgań, szelestów, przyczajonej mocy.

Spod dziur w łachmanach wyzierają kości,
Bielone wapnem zmarłych na zarazę.
Jej twarz już to grymas wykrzywia złości,
Już to skuwa w lód milknąca odraza.

Oto unosi się w wirze powiewów
Zaklętych; nie dotykając już ziemi,
Skaleczonemu przygląda się drzewu:
Rana wiedzie do grobu - u korzeni.

Wyciąga dłoń, szorstko zagłębia w dziupli:
Aż konar zawył!... (A może... to tylko
Głosy nienasyceń wichrowych kłótni,
Może śpiew wader, ku biegnącym wilkom?)

Starucha o żelaznoszarej twarzy
Podnosi w tryumfie kikut zmarzłej dłoni.
Niebo jest siwe, jak ci w ziemi - starzy...
A ona wianek układa na skroni...


poniedziałek, 20 stycznia 2014

Kult





Hipostazy, dogmaty, tradycje,
Wzniosłości i nikczemności, sny z gier
I gry ze snów: o strukturach, tezach,
Logice i drzwiach do domu - przez dach...

Oto kupczenie nieśmiertelnością
W domu Śmierci, gdzie Anubis kości
Do skóry przykleja, usuwając
Przez nos mózg i wnętrzności, jak pająk.

Im dalej od prawdy, tym więcej słów.
A gdzieś, na dnie tej piramidy, Ów
Syn Cieśli: schowany, zagubiony,
W jednym słowie treść skrywa Nowiny.





sobota, 11 stycznia 2014

Wymiar uszczęśliwienia



Pokażę Ci wymiary prawdziwego szczęścia:
Sprzątanie, karmienie, zmywanie, podcieranie,
Usypianie, szukanie herbatki na wzdęcia,
Pilnowanie, przewijanie, tulenie, pranie...

...Niedospanie, znużenie, błądzenie, bałagan,
Bezład, frustrację, rezygnację, irytację,
Czarną przepaść, chłonącą skowyt wszelkich błagań:
O litość, o cofnięcie czasu, o... Znów kolacja,

Znów śniadanie, znów obiadek, znowu pranie, wzrok
Wpatrzony znów w termometr, w kaszel, w chrypkę, w karczek,
Nóżki; znów ten pośpiech, serca bicie - znów amok
Sprzątania, karmienia, zmywania... I nic żartem,

Nic na niby, nic na chwilę, nic beztrosko, nic
Z tych rzeczy, co już były i nie wrócą nigdy;
Wraca za to regularnie: jednostajny krzyk,
Zmywanie, kupka, wycofanie w otchłań krzywdy...

Żółci, co odkłada się w wątrobie nie zmyje
Zmywanie, nie zetrze podcieranie, nie uśpi
Usypianie. Podchodzi aż pod samą szyję,
Wylewa się, wzrasta, wybucha!!!... Csiii.... Dziecko śpi...

Śpi... Śpi... Śpi... wszelkie marzenie, szczęście, spełnienie;
Śpi owoc rozkoszy, śpi boska nagroda, moc
Cudu wcielona, nie kwili, chwili przez mgnienie...
Boże! Niech się nie budzi!... Przespać choć jedną noc...

środa, 8 stycznia 2014

Faraon i Koran (z cyklu: "Pieśni o umierających snach")

Czyż ten najmniejszy z twych poddanych przez morze
Nie uciekł, grożąc: „Potęgę taką kiedyś stworzę,
Co obali piramidy twoich przodków!“? Tyś go nie ujął,
A on spłodził synów i wnuki... i wnuki. Szanując

Tylko jedną księgę, tylko jeden nakaz, osiedli
Cicho śród kolumn twych stolic. Z Nilu pili i jedli,
Lecz nie modlili się wcale do bogów! Czekali na znak.
I przyszedł Jeden, co świat twój wywrócił na wspak.

Lecz oni dalej czekali na znak. Bo czy łagodność
Przewróci piramidy? I przyszedł Drugi: „Dość!“
- Krzyknął - i na wielbłądach hordy popędził
Hord! Spalił pałace, aż po ostatni dach.

Lecz ciągle trwały piramidy... zapomniane.
A kiedy minęły kolejne pałace, w ten zaścianek,
Dawnego cień królestwa, znów wrzucił ktoś księgę
- Jedyną: „Spełnijmy wreszcie pierwszą przysięgę!“


wtorek, 7 stycznia 2014

Kamea Ptolemeuszów (z cyklu: "Pieśni o umierających snach")

Drugi mąż, drugi brat, nareszcie w tle.
Ileż kroków trzeba było zrobić, ile przejść, przez
Zgliszcza i krew, przez ogień i szczęk oręża,
Ile poświęcić, by teraz w wieczność pierś wyprężać...

Ten kamień, to cały Egipt, to cały znany świat;
Przedsiębiorstwo doskonale zarządzane, aby strat
Nie czynić więcej właścicielom, zmęczonym
Zadawaniem wzajem sobie... strat. Słony

Jest smak dwóch koron... Białej jak bandaże
Mumii, czerwonej, jak miecz ociekający z marzeń.
Ostatnim Dwojgu na tronie wiwaty śle tłum
Za parę miedzianych monet. „Nim szum

Ucichnie, każ nam zrobić, Kochany, kameę
I do morza ją wrzuć, by złotą naszą erę
Za tysiąc lat wspomnieli potomkowie tych,
Którychśmy uprawiali, jak len, jak zboże, na...zbyt.“



piątek, 3 stycznia 2014

Domek na odludziu

Otwiera się okno od zewnętrznej strony:
Zamiera wszystko bez sił do obrony;
Chłód, na białym rumaku skrzydlatym, dmie
Wzorzyste gwiazdy, wciskając w usta śmierć!

W usta otwarte przerażeniem, w usta bez
Barw, jedyne czarne cierpieniem po kres
Ciemności świata; wlewa białe olśnienie
Ten Chłód, ten Ziąb, wytworny swym bezdrżeniem.

Byliśmy przy telewizorze. Zmęczony
Czajnik krztusił się parą. Niezjedzony
Obiad okupował stół. Dzieci w przedpółśnie:
Jękliwe, gderliwe, kapryśne i złe...

Ujrzał nas Chłód, zobaczył Ziąb, śród ciepłych łez
Tętniących; upuścił, zagubił śmierć śród tęcz...
Zamyka się okno, blednie trwogi skrzenie.
Odjeżdża. Poczeka. Dzieci? Nie, nie... nie...