niedziela, 24 listopada 2013

Pogrzebanie Juana II Księcia Gandii

Zabijałeś, mój synu, a teraz, teraz
Będziesz grzebany - to ostatnia potrzeba.
Niech już nie patrzą na Ciebie, by łzy sprzedać
Tanie; starczy moje ich wylanie szczere.

Nauczyłem Cię wszystkiego, czym dziś... broczysz;
Pokazałem, jak z wysoka patrzeć w nocy
Mroki, jak się nie bać wrogów i wszechmocy
Boga, jak od wiary ku potędze kroczyć.

Nauczyłem, namaściłem, wyprawiłem
W drogę, która piękne miała tylko chwile.
Wiń mnie synu, tam, w zaświatach! Wiń, na ile
Winić może trup topielca, Tybru iłem

Przyodziany na piekielną drogę w ciemność.
Moje Dziecię! Tobie dałem mroki w lenno,
Może przeto tam, po drugiej stronie, zadość
Czynić będzie twa domena czarcim hienom...

Zadość... Zwróć im znak ganfaloniere, zwróć im
Tytuł w Gandii, Sessie, Neapolu; z krótszym
Mianem, z bledszym wianem, tylko wróć! Och, jak złym
Ci byłem ojcem! Jaki świat jest dziś pusty

Bez Ciebie, śród oblegających gród Forlì,
Śród walczących z chorągwiami wielkiej Francji,
Śród watykańskich korytarzy, skąd orli
Twój wzrok świateł czerwonych patrzył Subury...

Dziś już nie trza Ci ognia hrabin-kurtyzan;
O, mój Juanie! Niech tu, w ogrodzie, bryza
Ukoi zastygły już w tobie szał życia.
Teraz znów mi bądź małym chłopcem. Od krzyża,

Z dala od tego krzyża, co Cię wyklętym
Uczynił, wezmę Cię znów, jak przed laty, nim
Zadnieje, zaniosę pod wyniosły cyprys
I dłońmi dół wykopię, płaczem bezsilnym

Obmyję... Bez Ciebie brak mi sił... Brak mi sił...
Będę Cię widział, gdy zimą wiatr będzie wył
W gałęziach, gdy topiel rozpaczy, świat, co zgnił
Wraz z Tobą z mej ręki, i mych dopłynie żył.















Ten wiersz został zainspirowany sceną z serialu "Rodzina Borgiów" (oryg. "The Borgias" - N. Jordan, 2011-2013, Showtime), kiedy papież Aleksander VI własnoręcznie grzebie w ogrodzie swego ukochanego syna Juana Borgię. 


piątek, 15 listopada 2013

Pijany z badylem

Napij się ze mną, Badylu
I łzy me przelej do Nilu,
Do nilu!

Napij się ze mną Kikucie,
Podziel w mym sercu to kłucie,
To kłucie!

Bądź ze mną, trupie śród krzewów,
Bądź świadkiem mego pogrzebu,
Pogrzebu!

Jestem pijany, stargany, przegrany,
Jestem złamany i krwawię od RANY,
Tej, w którą wkładam twój koniec uparcie;
Zabrakło wiary, więc jątrzyć zażarcie
Ją będę, każąc się, błocąc, wieszając
Na wietrze boleści... Bo... wszyscy mają
Jakieś skaleczenia; Herostratesem
Przeto by się stać, trzeba rzucać MIĘSEM!
No powiedz!... Zbudź się, krzaku wyliniały!...
Czy lepiej otruć się, czy spaść ze skały?!
Ech, samotność, samotność opuszczonych
Przez CEL, porzuconych bez wieszczb z Dodony...
Krzaku! Ile tu już jestem? Z tobą... sam...
Ech, to wszystko chłam! Razem z tobą - to chłam!
Daj mi już spokój, nie dręcz mnie, nie chodź w slad...
Ty nie chodzisz? Więc kto kierunek skradł?!...

O, Przebóg...
Jakże się pragnie od brzegu
Oddalić, uciec od reguł,

Po drucie
Kabotażowej siatki ciem
Się snują stada, chcąc uciec...

Dla ilu,
Dla ilu ostatni to szum
Skrzydełek... a miał być tryumf!...

piątek, 1 listopada 2013

Przedduszki

Niepokrzepione
Wychudłe cienie
Wędrują wśród zapadlisk bezdrzewia

Nieukojonymi tęsknotami
Szybują bezsilnie
Wokół wielkich wrót
Co stworzone tylko
By się zamykać

Pukają do nieotwierań
Wciąż na nowo słabnąc
Wciąż na nowo zachłyśnięte
Rozpaczą odkryć
Duszących pamięć o kształcie nadziei

Zdzierają bezgłosy miejsc po tchawicach
Aż do krwi z dawna zakrzepłej
Aż po ból dawno zamarły

Czasem się przedrze wołanie
Jasną smugą o pełni
Czasem na chwilę przybiorą szatę
Północnej godziny

Lecz
To tylko odbicie

Wołania zostaną bezgłośne

Tu i tam
Wszystko się dzieje na oślep

wtorek, 15 października 2013

Dodona

 nalej i mnie
z tej cichości
listnych poszumów

objaw się ukryciem
przeniknij dreszcz
co wypełnia wnętrza oddalenia

przebiegnij nagle śród cieni
wschodu niewysłowień

mów mi
śpiewaj do mnie
szepcz wokół mnie

tam na dnie
suchości warg
zapiekłych

bez odpowiedzi
na modły

bez potrzeby
rytuału

na wietrze
świecącym w dzbanach

na powietrznej lirze
zawieszony w pół myśli

boże ukryty
w ewangelii dębów

ćśśśśśśś
szszszsz






poniedziałek, 7 października 2013

Socjofobia

stado
śmierdzące bawoły
gnająca na zatracenie masa
taniec podeptań potok potrąceń
czerń cisnąca upchaniem duszności

nic nie widzę nie mogę oddychać

jadą
pływają śród smoły
rozlewanej z ich własnych gardzieli
opluwają się wzrokiem ścigając
dyszel kieratu padają wstają

nie chcę ich widzieć nie chcę oddychać

radość
kradziona pospołu
kradziona wzajem odsprzedawana
wleczona skonana poszarpana
jak ciało hektora u bram troi

oni mnie widzą choć nie oddycham

nago
wrzucają w te doły
nad którymi śmiech ich nie ustaje
nad którymi tańcują aż do krwi
mojej aż do bulgotu z ust do wyć

już nie dbają że nie oddycham

sobota, 5 października 2013

ISON

koronalny wyrzut masy
przybywa niebieska kaczyna
ja-syn
ja-słońce
ja-spełnienie
ja lament i piołun

czytajcie apokalipsę
wypatrujcie końca co wszystko zaczyna
może już czas
może zniszczeniem
może karą i sponiewieraniem
może oto buduje się niebiańska świątynia

a jeśli nie nawet
bo wszystko spali znów na zaczynach
zawsze warto
zawsze trzeba
zawsze niepokój każe
zawsze jednemu świeczkę drugiemu ogarek

ostatecznie cóż to za różnica
czy koniec świata i sąd i kara i wina
jak trąd czy
jak złodziej nocą
jak spotyka wszystkich razem czy
jak każdego w samotnym piekle z osobna

środa, 2 października 2013

Zniszczonek #131002 {RONDO}

Without hope you cannot start a day
Śpiewa Anderson
Tylko w mojej głowie
Zresztą kłamie

W radiu puszczają włoskie requiem
Człowiek chce się zaraz wieszać

Jak oni to znosili w tym szesnanstym wieku?

Moje dłonie
Nie mogę ich unieść
Tak, jak powiek spod pierzyn ciemności

Moje dłonie
Tak się zestarzały
Choć nie zdołały niczego zdziałać

Jak ja to znoszę w tym wieku?

NIe miałbym siły się powiesić
Nawet, gdyby śpiewał La Vey

Już wiem
Wiem, co tłumi strach unicestwienia
To znój istnienia, beznadzieja
Codzienność... i kłamstwa Andersona


poniedziałek, 16 września 2013

Kosmas w Czyśćcu

Ja jestem Kosmas Indikopleustes.
Pływałem do Indii, widziałem Ceutę;
Śmierć mnie zastała tam przy okręcie.

Wędruję teraz bezdrożem Czyśćca,
Bez gwiezdnych znaków, nadziei wyjścia;
Nie wiem, lat dziesięć, dwieście, czy trzysta...

Bezwietrzna strefa szarych bałwanów,
Zmilczana w Biblii i w sur Koranu
Zaklęciach, płynie bez steru, bez planu...

Przenika mnie, jak toń oka sieci,
Jedynie wspomnieniem o życiu świeci,
Jedynie wskazuje, com myślą wskrzesił.

Czekanie minęło, nadzieja, opita
Rosą umarłych bez zmartwychwstania, chwyta
Bezwładnie burty i zaraz, zmyta,

Po stokroć zmyta, powraca wciąż słabsza.
Jutro nie zdoła już przybyć; Panna w brzaskach
Skąpana przebrzmiałych! Zostanie abstrakt:

Odcieleśnienie, rudymentacja,
Imię, pożarte przez hibernację.
Pierwsza, ostatnia, pośrenia stacja...

Czas rozpadł się, zgnił, rozsypał w pył.
Kosmas Indikopleustes; czy taki był?
Śmierć mnie zastała... Będę tu tkwił...

piątek, 30 sierpnia 2013

Krannejski marsz

Byłem pod Krannon, byłem pod Ipsos, widziałem
Zmierzch nadziei i upadek ciemiężycieli,
Splecione ran zmieszaniem, jako jednym ciałem.   

Byłem pod Panion, byłem pod Pydną! Przelane
Strugi chłopskiej krwi, której królowie nie mieli,
Żeby szafować w nadmiarze, porwały w taniec

Demony kurzu, piaskowe gnomy, szkarłatne
Chochliki rozlewu płaczu, wyjące strachem
Konania! Nieważne: obce, ani, czy bratnie,

Wszystkie te dusze, które spotkałem, Arachne
Tka wciąż na swych kobiercach z jednakim rozmachem.
Wszystkie, od zagubienia, bez snu, cierpią strasznie.

Zmieniają się w duchy nieczyste, duchy chrome,
Co w kolejnych zapalczywościach u żyjących
Widzą rozbłyski jedyne w ciemnościach. Domem

Ich jest ciągłe szukanie kolejnych, wśród komend,
By walczyć, ginących. Zdążają, jak pies gończy
Porywać, gdzie rządzi w kirze Styksowy Komes.

Przeżyłem Kanny, uciekłem znad Trazymeńskiej
Wody, rodzącej trupy we mgłach, płynących przez
Tysiąclecia. Szczęk w wycie się zmienił pod piskiem

Lecących bomb, a Ich wołania są tak bliskie
Niezmiennie; nie chcą tonąć wciąż w głębszych morzach łez,
Nieukojone, aż tron przejmie Bóstwo... żeńskie.

sobota, 24 sierpnia 2013

Drganie od włosów

Golę się, depiluję, skubię, ścieram włosy,
Pozbawiam skrytości intencje, dla rosy,
Aby mogła płynąć wzdłuż wystających piszczeli,
Pomiędzy załamaniami po kądzieli
I mieczu odziedziczonymi.

Liżesz mnie, całujesz, wysysasz, pijesz,
W pragnieniu, by oczyścić szyję
Pod topór zatracenia: niech uroczyste
Konanie otworzy nabrzmiałą cystę
I krwawej wnętrze ukaże brzoskwini!

Niech się rozpadnę na cząstki, atomy i jony,
Niech się roztuli nareszcie ikony
Trójdeska na pierwotne: lęk, chaos, bezgłowie!
Bez obaw, ja nie ujdę, jak Mojżesz w sitowie,
Co parawanem skrywa gorzko-słony mit.

Upadnę, niech zdepcze mnie Światłość,
Może choć wtedy ciągle nie będzie brakło,
Może spalony we wnętrzu wulkanu,
Z Demonem na Radzie Stanu,
Odnajdę porządek we wnętrzu pustyni...

Bez drgań, bez ścieżek, bez dążeń,
Na końcu końców, skąd żaden zalążek
Już nie wypłynie. Obrabowany z siebie,
Bezokie spojrzenie utkwię w glebie
I skończy się ten Gorgony mim.



Arke Kuoros [ostatnia reduta]

Po długiej podróży przez spoglądające
Smutkiem błagalnym sioła i miasta,
Przez dzielnice wzrastające spustoszeniem,
Przez drogi opuchnięte w porzuceniu,
Stanęliśmy, gdzie żylasta
Góra wypluwa wody, śląc je,

Jako fosę szeroką Reduty nad Śnieżnym
Jeziorem; w miejscowej mowie:
Arke op den Firnal Snotta, albo Arke Kuoros.
Ostatnia to granica, bo żaden już Poros
Za nią nie włada i żaden bard nie opowie,
Jak bardzo epos jej należny.

Kiedy przyjdą Welbowie dziko ryczący,
Brać będą w jasyr, zabijać i gwałcić
Bez pardonu cienia, kiedy wojna
Pożogą rozjaśni niebo i strojna
Na nim w harpuny Eris w głąb Ci
Serca butwienne zacznie jady sączyć,

Wtedy ku nam uciekaj - do Arke!
Otwórz drzwi utajnione, z dawna zakryte
Szczelną poduchą snu, wymacaj klamkę
Srebrzystą, stań na klifie nad zamkiem,
A duch przypomni Ci język mitem
Osnuty, byś wypowiedział na barkę

Wsiadania zaklęcie. I będziesz w domu.
Hildaarh - czarowna Bogini obejmie
Cię czule, sprowadzi w komnaty,
Gdzie heroina Hellanitia wszelkie straty
Radą dobrą pokryje. Nie bój się, że odejdziesz
Z pochmurnej jawy... tylko nie mów nikomu...

Nie mów, że tu czekamy.

środa, 21 sierpnia 2013

Nocny ból

Dokąd moje sny umykają tak nagle?  
Rozpraszają swe mgły w pośpiechu przed Diabłem?
Bezruch się kurczy uśpienia, złem spłoszony
Jakimś, niby tknięty laską dziwożony.

Chcę jeszcze leżeć na dnie parowu ciszy,
Ale rozedrgane miriady przybyszy
Z kraju ognia, z ziemi Talionu, wbijają
Już na pal moje oczy i dziko łkając,

Od zanoszenia się śmiechem, w tan bachiczny
Wrzucają zdarte ze mnie odzewy. Ryczy
Trąba Jerychońska, co ustanowiona
Nagłym puczem, władzę zagarnia w ramionach.

To już nie moje członki! Twierdza stubramna -
- Hekatompylos - zamyka krew w psich skamlań
Spirali: na zewnątrz umiera Sidetes,
Zaszlachtowany, zaś w środku rzezi rwetes

Śród stosów, płonących zdrady owocami!
Konne zagony brodaczy o oczach z dzid,
Wściekle wirują, goniąc słodkich wykrwawień
Zapachy: na żer, na ołtarz i na kamień!

Odciętą głowę już wznoszą, już! Już! Koszą
Z niej skalp! Już! Już! Już! Wolność świszczącym ciosom!
Histeria! Hierofania! Krzyki mieszają
Się ofiar i katów, Kronosa wskrzeszając!

..................................................................

I tylko strzępy warg, własnymi zszarpane
Zębami, niemo, bo zalewane szlamem
Brunatnych skrzepów, szepczą, nim zdążą zsinieć:
To... to wszystko minie, minie... kiedyś minie...

piątek, 26 lipca 2013

Czwarta świeczka na torcie Księżniczki Aurelki

Już na skarpetki nie mówisz: “setetki”,
Ani też “mitką” nie nazywasz metki;
Zastępuje Cię dzielnie siostrzyczka, choć
Innych już barw jest rozczulania jej moc...

Poprawiasz ją dzielnie, jak my - niepomna,
Że “Kiedy byłam mała” - ta ogromna
Dla Ciebie otchłań przeszłości, w istocie
Zamyka się w dwóch, trzech wiosen przelocie.

Moje Kochanie najsłodsze! Dziś jeszcze
Na rękach udźwignę Cię i pomieszczę,
Dziś jeszcze czwartą zdmuchnąć pomogę Ci
Świeczkę, lecz zaraz minie twój mgławy świt,

Zaraz rozkwitniesz, jak skrzydła Pegaza,
Do lotu się zerwiesz i ta oaza
Ojcowskich kojeń zda się ciasną, szarą,
Starą... Wnet ku innym ulecisz czarom.

Nim zgaśnie świeczka na torcie, nim śpiewy
Dźwięczące beztroską zabawą, mewy
Znad Morza Upływu uniosą poza
Horyzont, nim czasu pożre nas pożar,

Bawmy się jeszcze, kochajmy dotknięcia
Uśmiechów, spijajmy nektar u szczęścia
Źródełka, co zwie się: Razem! Żyj sto lat!
Sto lat po mnie i ciesz się, nie licząc strat,

Księżniczko Auelko, “towa” dziewczynko,
W sukience w falbanki, z zadziorną minką...

środa, 26 czerwca 2013

#[Lubię to!]?

Na zgliszczach przyjaźni, w kryptach rozmalowanych
Freskami sztucznych uśmiechów odrzucenia, w blichtr
Strojna, jak karczma czekająca na sabat strzyg
Z Szeolu, dziewka się wdzięczy, snując swe plany.

Oto Facebook, arena małych egoizmów,
Targ niewysłuchanych zwierzeń, niedostrzeżonych
Łez! To Facebook - Midasa łeb, już bez korony,
Już złotem zakażony wywiad-rzeka z... Dyzmą!

Pandemonium kliknięć, sejmik roztańczonych mgnień
Niespamiętanych, zwiędłych, nim rozkwitła o nich
Myśl... Oto Facebook, pakuneczek, co poronił
Swą osnowę, osuniętą w bladej liczby czerń.

Social networking, narkotyczne opętanie,
W nieustającym upojeniu pogoń za czczym
Wyobrażeniem siebie w jednej ikonie, dym
Bez płomienia, nigdy niedokończone zdanie...

Wchodzisz w to? Lubisz to? Ilu chcesz polubień? Targ
Nigdy się nie skończy, choć dawno przeminie czar.

wtorek, 25 czerwca 2013

Vi Sees!

Będzie mi Was brakować,
Drogie Kupowlaczki, słodkie Bzykupki,
Tam, dokąd pójdę sam i golutki,
Tam, gdzie smutny Robal
W wieczystej ciemności
W siebie jeno zdolny świecić,
Bez końca zdumieniem tę Noc ociepli,
Wpatrując oczka wgłąb moich kości.

Będzie mi Was brakować:
I waszych psot na nóżkach krótkich,
I nawet głupich z Laosią kłótni!
I chwil, gdy boli głowa
Od ciągłych dążeń, marzeń, owsiczkowych
Knowań. Zamknięty w Cichcach, w płowy
Bezdechu całun duszę mą schowam;

Będę w nim czekał, jak w kokonie larwa,
Aż wszystkich nas wspólna olśni znów Barwa.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Zamiast testamentu

Na moim kamieniu napiszcie:
Tu leżę ja, Antioch,
Podróżnik w krainy nieznane nikomu,
Odkrywca Kendozji oraz Oionu...

Zabójca Belterandy,
Demiurg nieopisanego cierpienia,
Na szczęście już bez mocy,
Sobie samemu udzieliwszy pomocy.

Cokolwiek miałem,
Zapisuję wszystkim,
Co szukają w śmietnikach:
Bo z życia mego tyle właśnie wynika.

Niech mnie pochowają
Byle jak i byle gdzie;
Oby świat zapomniał łaskawie,
Że stąpałem kiedy po ziemskiej trawie!

Wiersze, ach wiersze!
Tak was kocham, nieszczęsne!
Życzę Wam łagodnej śmierci,
Nim serca wasze drwina przewierci.

Niech się raduje horyzont!
Imię moje pochłonął już
Zachód nieba!
Wreszcie wszystko można pogrzebać.

niedziela, 23 czerwca 2013

Instrukcja, co powiedzieć przy wręczaniu ostatniej opłaty

Za tego obola, Haronie,
Zapal mi świeczkę, niechaj płonie.

Ile z niej światła, tyle przetrwa
Ze mnie, w Hadesu mrocznych gęstwach;

Jak długo jaśnieć będzie, duszy
Nie zdoła Blady Wiatr poruszyć,

Nie zdoła jej rozerwać w strzępy,
Nie zajmie się nią Cerber krępy...

Za tego obola, Królowo
Podziemia, mniej mnie sądź surowo!

Wejrzyj na mnie poprzez te łąki
Asfodelowe - twej rozłąki

Własnej z dobrą matką wspomnienia,
Wejrzyj na dziecinne kwilenia!

Tyś też jest dzieciną, o Kore!
Na wieki porwaną, nie w porę...


sobota, 22 czerwca 2013

Cienie Bogów

Omnipotens Deus w radosnym swym
Pochodzie, Nowinę Światła niosąc,
Wszechogarniająco zdeptał nasz rytm
Tworzenia i trwania. Słowa kosą,
Uczynił z posągów naszych kształty
Bezgłowe, bezrękie, beznogie, szał
W wyznawcach swej Miłości zasiawszy!
Świątynie pokryły plwociny, kał
I krew - mikstura Nowego Życia,
Płonąca pogardą dla starego,
Wlewana przemocą w te ukrycia
Ostatnie, których źli ponoć strzegą
Magowie. Wielka Idea ofiar
Wymaga, przeto zginęło wielu,
W imię pamięci męczenników mar.
Krew za krew, dla uświęconych celów...
Jeżeli kto poważy się czcić nas
Teraz, kiedy już dawno psy błąkań
Poniechały śród kolumn, co ich las
Się zmienił w smętną pieśń kikucich łkań,
Jeżeli kto poważy się chwalić
Imiona dawne, chociażby kwieciem,
Choćby tylko z najdalszej oddali,
W półsłowie, w woalu, w mace kreciej,
Będzie wyśmiany, wyklęty, głupcem
Nazwany! Będzie na wieczne męki
Skazany w piekle za swoją hucpę!
Zwycięstwa wiwat zadusi jęki...
Lecz, wtłoczone w łachmany demonów
I w gargulców zaklęte postaciach,
Boskich cieni trwać będą kokony:
Nie daliśmy się tak całkiem wytracić!

środa, 19 czerwca 2013

Krańce Wieczności

Drewniane wezgłowie w zimnej sali;
Ciemno; zaduch krwi opadłej w gęstwę
Gnuśności: myśli nie trzeba palić,
Już się rozpierzchły za własnym szczęściem.

Cóż by tu więcej zdziałały, skoro
Z nich żadna ciał poruszyć nie zdoła,
By powstały... Rzemieślnik, czy prorok,
Do jednego wszyscy wrócą koła.

Płaczę po Nim i po Niej rozpaczam,
Bo Ich kroczę drogą, ku pustki mgłom
I bagnom smętnym, skąd żadna praca
Wydobyć nie może, ni Zeusa grom.

Gdy się żegnaliśmy, padały słów
Zaklęcia: „Spotkamy się po tamtej
Stronie!“... Lecz, gdy złączy nas śmierci rów,
Będziemy, jak dwa wieczności krańce.









niedziela, 16 czerwca 2013

Dar i przekleństwo

Otrzymałem dar
Od Bogów Jasnych w niebie
I zawistnych kar
Przekleństwo od dni przebieg
Ziemskich, co strzegą
Archontów. Jasność czysta
Budząc się wstęgą
Westchnienia, zanim usta
Zwilży do śpiewu,
Zaraz skradziona spływa
Na dno wyziewów
Podziemnych. Jasność krzywa,
Leniwa jasność;
Nigdy nie ujrzy morza:
Zgubiła hasło,
Duch w niej ciężko zachorzał.
Tu, na powierzchni,
Nie jest już rzeką, wpływa
W grunt ciężki,
Jak wadi, w piach się skrywa.
Czemuż mnie budzi,
Skoro nie poprowadzi
Powyżej ludzi
Przeklętych smolnej kadzi?
Otrzymałem dar
Od Bogów w jakimś niebie,
Lecz biesiad ich gwar
Kołatką tak kolebie,
Że w szczęściu swoim
Przestali słuchać własnych
Dzieci, gdy stoi
Które chwilkę, tam, w Jasnym...

środa, 12 czerwca 2013

U wrót srogości

Boję się, że nadejdziesz,
Na ustach ze szminką w Erynie,
Że Słońce krwawo wzejdzie,
Pijane gniewu twego winem.

Niech oczy me zamilkną,
Niech katakumby skryją myśli
Drżenie, zanim, jak wilk na
Łowach, osaczysz mnie i zniszczysz.

Boję się, że otworzysz
Otchłanie z płynnego bazaltu,
Że spłonę, przygnieciony
Rozmiarem ziejących bezkształtów.

Nie poruszam się duchem,
Unikam dotyku powietrza,
Tego, co je chłonąc, tchem
Zjadliwym wysyłasz na potrzask.

I tak zaraz mnie znajdziesz.
Poruszam się przecież w akwarium,
Którego pożerasz brzeg.
Na ścieżce czarnych bachanaliów

Jesteś Studnią, w krąg której
Z nawiniętymi na kołowrót
Biegam jelitami: lżej
Ginąć pustszym o każdy obrót...

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Sybillińskie cienie

Sybilla o mnie nie napisała,
Pytia niczego mi nie wywróży;
To zbyteczne. Ważkich zdarzeń hałas
Daleki jest ścieżkom tej podróży.

Wielkie bitwy, imperiów przemiany
Mieszczą się całe na jednej kartce,
Którą zapełniam, potem oblany,
Gdy po cichu wypłakać swój żal chcę...

Jestem cieniem, choć wciąż nieustałym;
Nawet bez obola w ust spiekocie.
Choć dziś oddycham, mój byt zbłąkany
Dawno poległ w marności sromocie.

Któż jeszcze zechce wysłuchać nenii,
Jakich tysiące zapełniają krąg
Siedmiu piekieł? Kto w moim skuleniu
Dosłyszy płacze jerychońskich trąb?

A przecież moja głowa od wrzasku
Ich pęka! Jak to możliwe, że tak
Samotnie? Pytio! Jestem w potrzasku!
Sybillo! Woła do Ciebie żebrak!

Cisza. Ta sama, co przed wiekami,
Ta sama, co na wieki zostanie.
Nikt nie pochyli się nad truchłami,
Skoro atomy ich dusz skazane

Na rozerwanie w miriadzie zwrotów...
Aż do zupełnego zatracenia.
Dlaczego muszę czuć, jeśli z mroku
W mrok na ścieżce wszystko się... utlenia?

piątek, 31 maja 2013

Laodike tańcząca


tylko ty i ja
rozbrzmiewamy pieśnią snów
rozlanych we mgłach
zatracenia aż po ból

tylko ty i ja
drgamy na wietrze westchnień
nieczuli na strach
czający się pod szczęściem

tylko ty i ja
razem u półprzymkniętych
powiek wrót na wznak
spadamy przez odmęty

spadamy w wieczność
powstrzymania czasu
w magmę bezpieczną
wizją parnasu

ty mnie prowadzisz
trzymając na sutkach klucz
radosnej władzy
chcę być wiecznie u twych stóp

ty mnie ukrywasz
śród fal grzmiących we włosach
lady godiva
w ostrogach chociaż bosa

ty mnie pożerasz
własnym moim pragnieniem
saturna sfera
świeci tęczą przemienień

tylko ty i ja
tylko ja i ty nadzy
we śmiechu i łzach
w świętego węża władzy

tańcz ze mną boska
tańcz w uścisku niezłomnym
gdyś jest mrze troska
in perpetuo somnio


poniedziałek, 6 maja 2013

Planowanie strategiczne

Planowanie, zapis,
Żeby pamiętać i zrobić.

Planowanie, zapis,
Zamiast ścieżek, powstają progi.

Planowanie, zapis,
Zapomnienie w pół drogi.

Punkty krytyczne,
Kamienie milowe,
Węzły, funkcje, węzełki,
Wyniki...

Tylko na ekranie.

Chaos pożera zadanie,
Nim wzrosną czek-listy czek-pointów,
Nim przedrę się
Do mgłą zalanej pointy.

piątek, 26 kwietnia 2013

Ciche łkania nad stawem

dziewczę oddaje się kochankowi
wiosnę by w srom chłonny złowić
i pochylają się drzewa
i trzciny szuwarne śpiewają
a tafla nad stawem ich ciała ogrzewa
bezwietrznym ruchem czuwając
w zamyśle o cieniach
w kwietnych wskrzeszeniach
niech mają
niech czynią, co trzeba




poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rzeki zagubienia

Nad rzeczką Frigidus
Gaju Akademosa
Woźny zamknął drzwi.

Rozpierzchły się Bogów kukiełki,
By wegetować w trzosach
Z baśniami o Świętych znad Nilu...

Łączenia w Jednem wielu
Próżny już trud Proklosa:
Minęły nasze dni.

Ginących pogan krzyk
Nad Orontem słumił bosak,
By Nowina płynęła w weselu.

piątek, 29 marca 2013

Zemsta Annoiki


http://www.graphicart-news.com/amazingly-lavish-illustrations-by-japanese-aya-kato/#.U99hcrEzThQ

 Kiedy narodził się Jezus, Annoika,
Co strzeże Materii, z wielkiej wściekłości
Wybuchła olbrzymim kwazarem.

Wyniosła się z Ziemi, wołając:
Jeszcze tu wrócę i zniszczę, was, gnojki!

Minęły Słońca, minęły wieki
I świat zapomniał.

Lecz nie stopniał Demon.

Śród wyziewów kadzideł najemnika
Śląc swego na msze, niby tylko w gości,
Jątrzyła z modlitewnych ciarek.

Pod białą koroną wzrósł pająk.
On prawdę kradł i krył w czeluściach norki

Zapomnienia, a z paszczy złe rzeki
Śliny wypuszczał,

Co źródłem ich Szeol.

Ulepił tradycje, zbudował dogmaty,
Słowo zakleił w kokonie z waty.

Dzisiaj znów wszyscy czczą Panią Niebios,
Radośnie plon zmartwychwstania trzebią.

sobota, 26 stycznia 2013

Demony ustania

wychodzą ze snów ze skrytych nostalgii
wyrytych gdzieś na dnie milczenia

zmory zziębniętego ustania

uwiędłe kwiecie ich szatą
jak z lisów zarżniętych ubrania
po wieki służące wyfiokowanym katom

mówią do mnie w skrzypieniach
mówią swe skargi

na mrozie
na deszczu co zamarzł przy grobie
na fali migotań księżyca
na strunach jękliwych wieżyca
otchłani co je ku ozdobie
rozsiewa pajęczo przez zorze

i biada je usłyszeć
lepiej by ucho odciąć

niż by zamarzło po sam czubek jaźni
bo wtedy czas się odwróci
nigdy by nie dać zakończyć kaźni

wtedy zamilknie współczucie

nawet to żywe krwią słodką
wyssaną zębami modliszek