Na zgliszczach przyjaźni, w kryptach rozmalowanych
Freskami sztucznych uśmiechów odrzucenia, w blichtr
Strojna, jak karczma czekająca na sabat strzyg
Z Szeolu, dziewka się wdzięczy, snując swe plany.
Oto Facebook, arena małych egoizmów,
Targ niewysłuchanych zwierzeń, niedostrzeżonych
Łez! To Facebook - Midasa łeb, już bez korony,
Już złotem zakażony wywiad-rzeka z... Dyzmą!
Pandemonium kliknięć, sejmik roztańczonych mgnień
Niespamiętanych, zwiędłych, nim rozkwitła o nich
Myśl... Oto Facebook, pakuneczek, co poronił
Swą osnowę, osuniętą w bladej liczby czerń.
Social networking, narkotyczne opętanie,
W nieustającym upojeniu pogoń za czczym
Wyobrażeniem siebie w jednej ikonie, dym
Bez płomienia, nigdy niedokończone zdanie...
Wchodzisz w to? Lubisz to? Ilu chcesz polubień? Targ
Nigdy się nie skończy, choć dawno przeminie czar.
Znów przebudziłem się pełen przerażenia. Ból rozerwał powieki uśpione w miriadzie gnostyckich światów i generacji. Raz jeszcze zapragnąłem biec i schować się przed gorgonowym wzrokiem Archontów, spoglądających, jak cerber naziemny - z Góry Annoiki. Dusza moja na imię ma Apollodora, bo Pan Światłości mi ją podarował. Niech te wiersze - opowieści o Bogach zrodzonych ze smutku, będą ostatnim tchnieniem dla Niego wdzięczności...
środa, 26 czerwca 2013
wtorek, 25 czerwca 2013
Vi Sees!
Będzie mi Was brakować,
Drogie Kupowlaczki, słodkie Bzykupki,
Tam, dokąd pójdę sam i golutki,
Tam, gdzie smutny Robal
W wieczystej ciemności
W siebie jeno zdolny świecić,
Bez końca zdumieniem tę Noc ociepli,
Wpatrując oczka wgłąb moich kości.
Będzie mi Was brakować:
I waszych psot na nóżkach krótkich,
I nawet głupich z Laosią kłótni!
I chwil, gdy boli głowa
Od ciągłych dążeń, marzeń, owsiczkowych
Knowań. Zamknięty w Cichcach, w płowy
Bezdechu całun duszę mą schowam;
Będę w nim czekał, jak w kokonie larwa,
Aż wszystkich nas wspólna olśni znów Barwa.
Drogie Kupowlaczki, słodkie Bzykupki,
Tam, dokąd pójdę sam i golutki,
Tam, gdzie smutny Robal
W wieczystej ciemności
W siebie jeno zdolny świecić,
Bez końca zdumieniem tę Noc ociepli,
Wpatrując oczka wgłąb moich kości.
Będzie mi Was brakować:
I waszych psot na nóżkach krótkich,
I nawet głupich z Laosią kłótni!
I chwil, gdy boli głowa
Od ciągłych dążeń, marzeń, owsiczkowych
Knowań. Zamknięty w Cichcach, w płowy
Bezdechu całun duszę mą schowam;
Będę w nim czekał, jak w kokonie larwa,
Aż wszystkich nas wspólna olśni znów Barwa.
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Zamiast testamentu
Na moim kamieniu napiszcie:
Tu leżę ja, Antioch,
Podróżnik w krainy nieznane nikomu,
Odkrywca Kendozji oraz Oionu...
Zabójca Belterandy,
Demiurg nieopisanego cierpienia,
Na szczęście już bez mocy,
Sobie samemu udzieliwszy pomocy.
Cokolwiek miałem,
Zapisuję wszystkim,
Co szukają w śmietnikach:
Bo z życia mego tyle właśnie wynika.
Niech mnie pochowają
Byle jak i byle gdzie;
Oby świat zapomniał łaskawie,
Że stąpałem kiedy po ziemskiej trawie!
Wiersze, ach wiersze!
Tak was kocham, nieszczęsne!
Życzę Wam łagodnej śmierci,
Nim serca wasze drwina przewierci.
Niech się raduje horyzont!
Imię moje pochłonął już
Zachód nieba!
Wreszcie wszystko można pogrzebać.
Tu leżę ja, Antioch,
Podróżnik w krainy nieznane nikomu,
Odkrywca Kendozji oraz Oionu...
Zabójca Belterandy,
Demiurg nieopisanego cierpienia,
Na szczęście już bez mocy,
Sobie samemu udzieliwszy pomocy.
Cokolwiek miałem,
Zapisuję wszystkim,
Co szukają w śmietnikach:
Bo z życia mego tyle właśnie wynika.
Niech mnie pochowają
Byle jak i byle gdzie;
Oby świat zapomniał łaskawie,
Że stąpałem kiedy po ziemskiej trawie!
Wiersze, ach wiersze!
Tak was kocham, nieszczęsne!
Życzę Wam łagodnej śmierci,
Nim serca wasze drwina przewierci.
Niech się raduje horyzont!
Imię moje pochłonął już
Zachód nieba!
Wreszcie wszystko można pogrzebać.
niedziela, 23 czerwca 2013
Instrukcja, co powiedzieć przy wręczaniu ostatniej opłaty
Za tego obola, Haronie,
Zapal mi świeczkę, niechaj płonie.
Ile z niej światła, tyle przetrwa
Ze mnie, w Hadesu mrocznych gęstwach;
Jak długo jaśnieć będzie, duszy
Nie zdoła Blady Wiatr poruszyć,
Nie zdoła jej rozerwać w strzępy,
Nie zajmie się nią Cerber krępy...
Za tego obola, Królowo
Podziemia, mniej mnie sądź surowo!
Wejrzyj na mnie poprzez te łąki
Asfodelowe - twej rozłąki
Własnej z dobrą matką wspomnienia,
Wejrzyj na dziecinne kwilenia!
Tyś też jest dzieciną, o Kore!
Na wieki porwaną, nie w porę...
Zapal mi świeczkę, niechaj płonie.
Ile z niej światła, tyle przetrwa
Ze mnie, w Hadesu mrocznych gęstwach;
Jak długo jaśnieć będzie, duszy
Nie zdoła Blady Wiatr poruszyć,
Nie zdoła jej rozerwać w strzępy,
Nie zajmie się nią Cerber krępy...
Za tego obola, Królowo
Podziemia, mniej mnie sądź surowo!
Wejrzyj na mnie poprzez te łąki
Asfodelowe - twej rozłąki
Własnej z dobrą matką wspomnienia,
Wejrzyj na dziecinne kwilenia!
Tyś też jest dzieciną, o Kore!
Na wieki porwaną, nie w porę...
sobota, 22 czerwca 2013
Cienie Bogów
Omnipotens Deus w radosnym swym
Pochodzie, Nowinę Światła niosąc,
Wszechogarniająco zdeptał nasz rytm
Tworzenia i trwania. Słowa kosą,
Uczynił z posągów naszych kształty
Bezgłowe, bezrękie, beznogie, szał
W wyznawcach swej Miłości zasiawszy!
Świątynie pokryły plwociny, kał
I krew - mikstura Nowego Życia,
Płonąca pogardą dla starego,
Wlewana przemocą w te ukrycia
Ostatnie, których źli ponoć strzegą
Magowie. Wielka Idea ofiar
Wymaga, przeto zginęło wielu,
W imię pamięci męczenników mar.
Krew za krew, dla uświęconych celów...
Jeżeli kto poważy się czcić nas
Teraz, kiedy już dawno psy błąkań
Poniechały śród kolumn, co ich las
Się zmienił w smętną pieśń kikucich łkań,
Jeżeli kto poważy się chwalić
Imiona dawne, chociażby kwieciem,
Choćby tylko z najdalszej oddali,
W półsłowie, w woalu, w mace kreciej,
Będzie wyśmiany, wyklęty, głupcem
Nazwany! Będzie na wieczne męki
Skazany w piekle za swoją hucpę!
Zwycięstwa wiwat zadusi jęki...
Lecz, wtłoczone w łachmany demonów
I w gargulców zaklęte postaciach,
Boskich cieni trwać będą kokony:
Nie daliśmy się tak całkiem wytracić!
Pochodzie, Nowinę Światła niosąc,
Wszechogarniająco zdeptał nasz rytm
Tworzenia i trwania. Słowa kosą,
Uczynił z posągów naszych kształty
Bezgłowe, bezrękie, beznogie, szał
W wyznawcach swej Miłości zasiawszy!
Świątynie pokryły plwociny, kał
I krew - mikstura Nowego Życia,
Płonąca pogardą dla starego,
Wlewana przemocą w te ukrycia
Ostatnie, których źli ponoć strzegą
Magowie. Wielka Idea ofiar
Wymaga, przeto zginęło wielu,
W imię pamięci męczenników mar.
Krew za krew, dla uświęconych celów...
Jeżeli kto poważy się czcić nas
Teraz, kiedy już dawno psy błąkań
Poniechały śród kolumn, co ich las
Się zmienił w smętną pieśń kikucich łkań,
Jeżeli kto poważy się chwalić
Imiona dawne, chociażby kwieciem,
Choćby tylko z najdalszej oddali,
W półsłowie, w woalu, w mace kreciej,
Będzie wyśmiany, wyklęty, głupcem
Nazwany! Będzie na wieczne męki
Skazany w piekle za swoją hucpę!
Zwycięstwa wiwat zadusi jęki...
Lecz, wtłoczone w łachmany demonów
I w gargulców zaklęte postaciach,
Boskich cieni trwać będą kokony:
Nie daliśmy się tak całkiem wytracić!
środa, 19 czerwca 2013
Krańce Wieczności
Drewniane wezgłowie w zimnej sali;
Ciemno; zaduch krwi opadłej w gęstwę
Gnuśności: myśli nie trzeba palić,
Już się rozpierzchły za własnym szczęściem.
Cóż by tu więcej zdziałały, skoro
Z nich żadna ciał poruszyć nie zdoła,
By powstały... Rzemieślnik, czy prorok,
Do jednego wszyscy wrócą koła.
Płaczę po Nim i po Niej rozpaczam,
Bo Ich kroczę drogą, ku pustki mgłom
I bagnom smętnym, skąd żadna praca
Wydobyć nie może, ni Zeusa grom.
Gdy się żegnaliśmy, padały słów
Zaklęcia: „Spotkamy się po tamtej
Stronie!“... Lecz, gdy złączy nas śmierci rów,
Będziemy, jak dwa wieczności krańce.
Ciemno; zaduch krwi opadłej w gęstwę
Gnuśności: myśli nie trzeba palić,
Już się rozpierzchły za własnym szczęściem.
Cóż by tu więcej zdziałały, skoro
Z nich żadna ciał poruszyć nie zdoła,
By powstały... Rzemieślnik, czy prorok,
Do jednego wszyscy wrócą koła.
Płaczę po Nim i po Niej rozpaczam,
Bo Ich kroczę drogą, ku pustki mgłom
I bagnom smętnym, skąd żadna praca
Wydobyć nie może, ni Zeusa grom.
Gdy się żegnaliśmy, padały słów
Zaklęcia: „Spotkamy się po tamtej
Stronie!“... Lecz, gdy złączy nas śmierci rów,
Będziemy, jak dwa wieczności krańce.
niedziela, 16 czerwca 2013
Dar i przekleństwo
Otrzymałem dar
Od Bogów Jasnych w niebie
I zawistnych kar
Przekleństwo od dni przebieg
Ziemskich, co strzegą
Archontów. Jasność czysta
Budząc się wstęgą
Westchnienia, zanim usta
Zwilży do śpiewu,
Zaraz skradziona spływa
Na dno wyziewów
Podziemnych. Jasność krzywa,
Leniwa jasność;
Nigdy nie ujrzy morza:
Zgubiła hasło,
Duch w niej ciężko zachorzał.
Tu, na powierzchni,
Nie jest już rzeką, wpływa
W grunt ciężki,
Jak wadi, w piach się skrywa.
Czemuż mnie budzi,
Skoro nie poprowadzi
Powyżej ludzi
Przeklętych smolnej kadzi?
Otrzymałem dar
Od Bogów w jakimś niebie,
Lecz biesiad ich gwar
Kołatką tak kolebie,
Że w szczęściu swoim
Przestali słuchać własnych
Dzieci, gdy stoi
Które chwilkę, tam, w Jasnym...
Od Bogów Jasnych w niebie
I zawistnych kar
Przekleństwo od dni przebieg
Ziemskich, co strzegą
Archontów. Jasność czysta
Budząc się wstęgą
Westchnienia, zanim usta
Zwilży do śpiewu,
Zaraz skradziona spływa
Na dno wyziewów
Podziemnych. Jasność krzywa,
Leniwa jasność;
Nigdy nie ujrzy morza:
Zgubiła hasło,
Duch w niej ciężko zachorzał.
Tu, na powierzchni,
Nie jest już rzeką, wpływa
W grunt ciężki,
Jak wadi, w piach się skrywa.
Czemuż mnie budzi,
Skoro nie poprowadzi
Powyżej ludzi
Przeklętych smolnej kadzi?
Otrzymałem dar
Od Bogów w jakimś niebie,
Lecz biesiad ich gwar
Kołatką tak kolebie,
Że w szczęściu swoim
Przestali słuchać własnych
Dzieci, gdy stoi
Które chwilkę, tam, w Jasnym...
środa, 12 czerwca 2013
U wrót srogości
Boję się, że nadejdziesz,
Na ustach ze szminką w Erynie,
Że Słońce krwawo wzejdzie,
Pijane gniewu twego winem.
Niech oczy me zamilkną,
Niech katakumby skryją myśli
Drżenie, zanim, jak wilk na
Łowach, osaczysz mnie i zniszczysz.
Boję się, że otworzysz
Otchłanie z płynnego bazaltu,
Że spłonę, przygnieciony
Rozmiarem ziejących bezkształtów.
Nie poruszam się duchem,
Unikam dotyku powietrza,
Tego, co je chłonąc, tchem
Zjadliwym wysyłasz na potrzask.
I tak zaraz mnie znajdziesz.
Poruszam się przecież w akwarium,
Którego pożerasz brzeg.
Na ścieżce czarnych bachanaliów
Jesteś Studnią, w krąg której
Z nawiniętymi na kołowrót
Biegam jelitami: lżej
Ginąć pustszym o każdy obrót...
Na ustach ze szminką w Erynie,
Że Słońce krwawo wzejdzie,
Pijane gniewu twego winem.
Niech oczy me zamilkną,
Niech katakumby skryją myśli
Drżenie, zanim, jak wilk na
Łowach, osaczysz mnie i zniszczysz.
Boję się, że otworzysz
Otchłanie z płynnego bazaltu,
Że spłonę, przygnieciony
Rozmiarem ziejących bezkształtów.
Nie poruszam się duchem,
Unikam dotyku powietrza,
Tego, co je chłonąc, tchem
Zjadliwym wysyłasz na potrzask.
I tak zaraz mnie znajdziesz.
Poruszam się przecież w akwarium,
Którego pożerasz brzeg.
Na ścieżce czarnych bachanaliów
Jesteś Studnią, w krąg której
Z nawiniętymi na kołowrót
Biegam jelitami: lżej
Ginąć pustszym o każdy obrót...
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Sybillińskie cienie
Sybilla o mnie nie napisała,
Pytia niczego mi nie wywróży;
To zbyteczne. Ważkich zdarzeń hałas
Daleki jest ścieżkom tej podróży.
Wielkie bitwy, imperiów przemiany
Mieszczą się całe na jednej kartce,
Którą zapełniam, potem oblany,
Gdy po cichu wypłakać swój żal chcę...
Jestem cieniem, choć wciąż nieustałym;
Nawet bez obola w ust spiekocie.
Choć dziś oddycham, mój byt zbłąkany
Dawno poległ w marności sromocie.
Któż jeszcze zechce wysłuchać nenii,
Jakich tysiące zapełniają krąg
Siedmiu piekieł? Kto w moim skuleniu
Dosłyszy płacze jerychońskich trąb?
A przecież moja głowa od wrzasku
Ich pęka! Jak to możliwe, że tak
Samotnie? Pytio! Jestem w potrzasku!
Sybillo! Woła do Ciebie żebrak!
Cisza. Ta sama, co przed wiekami,
Ta sama, co na wieki zostanie.
Nikt nie pochyli się nad truchłami,
Skoro atomy ich dusz skazane
Na rozerwanie w miriadzie zwrotów...
Aż do zupełnego zatracenia.
Dlaczego muszę czuć, jeśli z mroku
W mrok na ścieżce wszystko się... utlenia?
Pytia niczego mi nie wywróży;
To zbyteczne. Ważkich zdarzeń hałas
Daleki jest ścieżkom tej podróży.
Wielkie bitwy, imperiów przemiany
Mieszczą się całe na jednej kartce,
Którą zapełniam, potem oblany,
Gdy po cichu wypłakać swój żal chcę...
Jestem cieniem, choć wciąż nieustałym;
Nawet bez obola w ust spiekocie.
Choć dziś oddycham, mój byt zbłąkany
Dawno poległ w marności sromocie.
Któż jeszcze zechce wysłuchać nenii,
Jakich tysiące zapełniają krąg
Siedmiu piekieł? Kto w moim skuleniu
Dosłyszy płacze jerychońskich trąb?
A przecież moja głowa od wrzasku
Ich pęka! Jak to możliwe, że tak
Samotnie? Pytio! Jestem w potrzasku!
Sybillo! Woła do Ciebie żebrak!
Cisza. Ta sama, co przed wiekami,
Ta sama, co na wieki zostanie.
Nikt nie pochyli się nad truchłami,
Skoro atomy ich dusz skazane
Na rozerwanie w miriadzie zwrotów...
Aż do zupełnego zatracenia.
Dlaczego muszę czuć, jeśli z mroku
W mrok na ścieżce wszystko się... utlenia?
Subskrybuj:
Posty (Atom)