Prometeusz na kaźń się naraził,
Ludziom biednym ofiarując ogień.
Lecz któż by spisał Zeusa obrazę,
Kto by harfą, obojem i rogiem
Tak zagrać zdołał, by pamięć czynów
Herosa przetrwała, gdyby śpiewał
Bez słowa? Bezimienny bursztynu
Zbieracz, a może rolnik, zasiewać
Chcąc pole, albo myśliwy, łanię
By przeprosić za strzałę w nią wbitą,
Nazwał swój czyn pierwotnym wołaniem…
I stało się, i spłynęło, szczytom,
Dolinom i rzekom echem niosąc
Pierwszą treść, by podchwycili inni.
A oni wzięli i nieśli – boso,
W ostrogach – dalece bardziej winni,
Niż dawca płomienia. Bo zanieśli
Sobie wzajem tajemnice wszystkie:
Jak piec chleb, jak murować i cieśli
Jak pracować, jak też zerwać z listkiem
Figowym, by ten świat… skomplikować.
Słowo zaś rosło, rozlewało się
W bytach wszelakich; niszcząc, od nowa
Stwarzało; dębów błogi starocień
Zszargawszy piłą, wały monarchii
Wznosiło. Uczyniło kapłanów,
A oni orzekli lege artis,
Że Ono jest Bogiem, że ma Manus
Nad światem. Lecz takim narzędziem chciał
Władać i Szatan, bo czyż nie pięknie
Wielośpiew błędu wprowadzić w pieśń ciał,
W ruch dusz, aż zadrży, stanie i jęknie?
Pójdź k’mnie Słowo nadobne – jął kusić –
Niech wleję w twój nurt wir dysharmonii!
A staniesz się gęstwiną, co zdusi
Wszelaką prostotę i czempioni
Nawet nie będą już mogli: „tak, tak,
Nie nie” wypowiedzieć. Bo zaprawdę
Również i w moim królestwie, gdzie smak
Cierpki, jest mieszkań wiele… na zgubę.
Od tej pory Logos na padole
Śmiertelnych wszystkie śmiertelnych miewa
Przywary; można za dwa obole
Szybko zdusić w łajdackich wyziewach
Wzniosły styl Cezara Scaligera.
Adwokata nie zrozumie lekarz,
Urzędnik – murarza, a megiera
- nawet własnych na męża narzekań.
Lecz czyż i Astarte nie służyły
Prostytutki? Czyż gnostycy Sofii –
– Bożej Mądrości – dziwką nie lżyli,
Choć świętą? Po co bronić Termopil?
Słowo, dla swej transcendentnej pełni
Pragnie szarości, bieli i czerni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz