Drugi mąż, drugi brat, nareszcie w tle.
Ileż kroków trzeba było zrobić, ile przejść, przez
Zgliszcza i krew, przez ogień i szczęk oręża,
Ile poświęcić, by teraz w wieczność pierś wyprężać...
Ten kamień, to cały Egipt, to cały znany świat;
Przedsiębiorstwo doskonale zarządzane, aby strat
Nie czynić więcej właścicielom, zmęczonym
Zadawaniem wzajem sobie... strat. Słony
Jest smak dwóch koron... Białej jak bandaże
Mumii, czerwonej, jak miecz ociekający z marzeń.
Ostatnim Dwojgu na tronie wiwaty śle tłum
Za parę miedzianych monet. „Nim szum
Ucichnie, każ nam zrobić, Kochany, kameę
I do morza ją wrzuć, by złotą naszą erę
Za tysiąc lat wspomnieli potomkowie tych,
Którychśmy uprawiali, jak len, jak zboże, na...zbyt.“
Znów przebudziłem się pełen przerażenia. Ból rozerwał powieki uśpione w miriadzie gnostyckich światów i generacji. Raz jeszcze zapragnąłem biec i schować się przed gorgonowym wzrokiem Archontów, spoglądających, jak cerber naziemny - z Góry Annoiki. Dusza moja na imię ma Apollodora, bo Pan Światłości mi ją podarował. Niech te wiersze - opowieści o Bogach zrodzonych ze smutku, będą ostatnim tchnieniem dla Niego wdzięczności...
wtorek, 7 stycznia 2014
Kamea Ptolemeuszów (z cyklu: "Pieśni o umierających snach")
Etykiety:
Egipt,
faraon,
kamea,
kamień,
królestwo,
królowa,
przemijanie,
przetrwanie,
Ptolemeusz,
strata,
testament,
uprawa,
wieczność
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz