piątek, 3 stycznia 2014

Domek na odludziu

Otwiera się okno od zewnętrznej strony:
Zamiera wszystko bez sił do obrony;
Chłód, na białym rumaku skrzydlatym, dmie
Wzorzyste gwiazdy, wciskając w usta śmierć!

W usta otwarte przerażeniem, w usta bez
Barw, jedyne czarne cierpieniem po kres
Ciemności świata; wlewa białe olśnienie
Ten Chłód, ten Ziąb, wytworny swym bezdrżeniem.

Byliśmy przy telewizorze. Zmęczony
Czajnik krztusił się parą. Niezjedzony
Obiad okupował stół. Dzieci w przedpółśnie:
Jękliwe, gderliwe, kapryśne i złe...

Ujrzał nas Chłód, zobaczył Ziąb, śród ciepłych łez
Tętniących; upuścił, zagubił śmierć śród tęcz...
Zamyka się okno, blednie trwogi skrzenie.
Odjeżdża. Poczeka. Dzieci? Nie, nie... nie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz