piątek, 30 sierpnia 2013

Krannejski marsz

Byłem pod Krannon, byłem pod Ipsos, widziałem
Zmierzch nadziei i upadek ciemiężycieli,
Splecione ran zmieszaniem, jako jednym ciałem.   

Byłem pod Panion, byłem pod Pydną! Przelane
Strugi chłopskiej krwi, której królowie nie mieli,
Żeby szafować w nadmiarze, porwały w taniec

Demony kurzu, piaskowe gnomy, szkarłatne
Chochliki rozlewu płaczu, wyjące strachem
Konania! Nieważne: obce, ani, czy bratnie,

Wszystkie te dusze, które spotkałem, Arachne
Tka wciąż na swych kobiercach z jednakim rozmachem.
Wszystkie, od zagubienia, bez snu, cierpią strasznie.

Zmieniają się w duchy nieczyste, duchy chrome,
Co w kolejnych zapalczywościach u żyjących
Widzą rozbłyski jedyne w ciemnościach. Domem

Ich jest ciągłe szukanie kolejnych, wśród komend,
By walczyć, ginących. Zdążają, jak pies gończy
Porywać, gdzie rządzi w kirze Styksowy Komes.

Przeżyłem Kanny, uciekłem znad Trazymeńskiej
Wody, rodzącej trupy we mgłach, płynących przez
Tysiąclecia. Szczęk w wycie się zmienił pod piskiem

Lecących bomb, a Ich wołania są tak bliskie
Niezmiennie; nie chcą tonąć wciąż w głębszych morzach łez,
Nieukojone, aż tron przejmie Bóstwo... żeńskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz