Ukoję twój ból, Kochanie:
Za tych sto rozbitych szklanek
Praktyczny kubek z plastiku,
Za czas - całusów bez liku:
I za czas, gdy mnie nie było,
I za chwile, kiedy bryłą
Kłótliwą oblepialiśmy
Każdą jawę i wszystkie sny,
I za momenty sciszone
Od słów na prędce chybionych,
I za wybór - które z naszych
Serc na budów złamać zaczyn...
Pocałuję Cię, utulę,
Może nawet Ci koszulę
Uprasuję, ale w końcu
Zamilcz, moje małe Słońce!
Zamilcz i nie pytaj więcej,
Jak ukoić drganie w szczęce,
Po stracie samego siebie.
Przecież nikt wszystkiego nie wie!
Znów przebudziłem się pełen przerażenia. Ból rozerwał powieki uśpione w miriadzie gnostyckich światów i generacji. Raz jeszcze zapragnąłem biec i schować się przed gorgonowym wzrokiem Archontów, spoglądających, jak cerber naziemny - z Góry Annoiki. Dusza moja na imię ma Apollodora, bo Pan Światłości mi ją podarował. Niech te wiersze - opowieści o Bogach zrodzonych ze smutku, będą ostatnim tchnieniem dla Niego wdzięczności...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz