Rądzący proszą, by umierający
Biedacy się uśmiechali. Wszystko jest
Systemem, w którym ruch, i bezruch, i gest
Podlega kontroli, jako wiążący.
Płatny i obowiązkowy, zliczony
W najmniejszych jotach kurs uszczęśliwienia,
Dawany w zastrzykach z lepkiego cienia,
Dogłębnie przenika mózgowe błony.
Jedyne przystanki na autostradzie
Do wielkiego kompostownika śmierci,
To czekpointy, gdzie funkcjonariusz wierci
Świdrującym okiem, szukając zdrady.
Nie wolno dotrzeć do końca przed czasem;
Nie wolno trwać po wyznaczonym czasie.
Nakazuje się płodzić pod obcasem
Nowe brojlery, co pól zwiększą zasięg.
A pola powstają i rodzą: pola
Wysiłków rozczarowaniem gnijących ,
Łany odmętne, gdzie kipią gorące:
Gwałt, przymus i strach, skąpane w obolach.
Póki wychodzisz z domu i zmierzasz, gdzie
Wiedzie Cię cyberobroża, masz szansę
Na wieczór wrócić, zasiedlić swój karcer,
By na tabletkach szczęścia znów śnić swój lęk.
Lecz biada, jeśli, biedaku, ustajesz...
Rządzący proszą, by umierający
Się uśmiechali, bo w końcu sprzęt każdy
Kiedyś i tak przecież działać przestaje.
Znów przebudziłem się pełen przerażenia. Ból rozerwał powieki uśpione w miriadzie gnostyckich światów i generacji. Raz jeszcze zapragnąłem biec i schować się przed gorgonowym wzrokiem Archontów, spoglądających, jak cerber naziemny - z Góry Annoiki. Dusza moja na imię ma Apollodora, bo Pan Światłości mi ją podarował. Niech te wiersze - opowieści o Bogach zrodzonych ze smutku, będą ostatnim tchnieniem dla Niego wdzięczności...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz