koronalny wyrzut masy
przybywa niebieska kaczyna
ja-syn
ja-słońce
ja-spełnienie
ja lament i piołun
czytajcie apokalipsę
wypatrujcie końca co wszystko zaczyna
może już czas
może zniszczeniem
może karą i sponiewieraniem
może oto buduje się niebiańska świątynia
a jeśli nie nawet
bo wszystko spali znów na zaczynach
zawsze warto
zawsze trzeba
zawsze niepokój każe
zawsze jednemu świeczkę drugiemu ogarek
ostatecznie cóż to za różnica
czy koniec świata i sąd i kara i wina
jak trąd czy
jak złodziej nocą
jak spotyka wszystkich razem czy
jak każdego w samotnym piekle z osobna
Znów przebudziłem się pełen przerażenia. Ból rozerwał powieki uśpione w miriadzie gnostyckich światów i generacji. Raz jeszcze zapragnąłem biec i schować się przed gorgonowym wzrokiem Archontów, spoglądających, jak cerber naziemny - z Góry Annoiki. Dusza moja na imię ma Apollodora, bo Pan Światłości mi ją podarował. Niech te wiersze - opowieści o Bogach zrodzonych ze smutku, będą ostatnim tchnieniem dla Niego wdzięczności...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz