wychodzą ze snów ze skrytych nostalgii
wyrytych gdzieś na dnie milczenia
zmory zziębniętego ustania
uwiędłe kwiecie ich szatą
jak z lisów zarżniętych ubrania
po wieki służące wyfiokowanym katom
mówią do mnie w skrzypieniach
mówią swe skargi
na mrozie
na deszczu co zamarzł przy grobie
na fali migotań księżyca
na strunach jękliwych wieżyca
otchłani co je ku ozdobie
rozsiewa pajęczo przez zorze
i biada je usłyszeć
lepiej by ucho odciąć
niż by zamarzło po sam czubek jaźni
bo wtedy czas się odwróci
nigdy by nie dać zakończyć kaźni
wtedy zamilknie współczucie
nawet to żywe krwią słodką
wyssaną zębami modliszek
To modliszki mają zęby? ;-)
OdpowiedzUsuńŚwietne te wyfiołkowane katy! ;)
OdpowiedzUsuń