Romantyczna Róża wzbija się ku Słońcu,
Porzucając korzeń na swym drugim końcu.
Pragnąc, aby Anioł zstąpił ku niej z Nieba,
Zapomina spożyć święconego chleba.
Spada tedy, ścięta przez jastrzębie szpony,
Bo w łodydze nie ma zwykłej już ochrony;
Spada główka piękna z wysokiego miejsca,
Śmiercią ją ugodził w kaprysie Ciemiężca.
Różowe płateczki pożarte przez czerwie
Wzrosną w nowym kwieciu, nim znów ktoś je zerwie.
Znów przebudziłem się pełen przerażenia. Ból rozerwał powieki uśpione w miriadzie gnostyckich światów i generacji. Raz jeszcze zapragnąłem biec i schować się przed gorgonowym wzrokiem Archontów, spoglądających, jak cerber naziemny - z Góry Annoiki. Dusza moja na imię ma Apollodora, bo Pan Światłości mi ją podarował. Niech te wiersze - opowieści o Bogach zrodzonych ze smutku, będą ostatnim tchnieniem dla Niego wdzięczności...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz