Jesteś posągiem w hieratycznej pozie,
Granitową władzą, głębszą, niż morze.
Tobie się ptaki kłaniają śród niebios,
Przed Tobą klęka i zboże, i drzewo!
Twe lico nigdy nie znało grymasu,
Bo czerpiesz wodę ze źródeł Parnasu.
Fałdy twej sukni rozlewają spokój
Niebiański śród łąk: ciche, miłe oku,
Łagodne oddalą kosmicznych ścieżek,
Złocone, a lekkie jak orle pierze.
Spoglądasz w nieskończoność bez krzty lęku,
Wskazując mi pokład swego okrętu,
Co płynie stabilnie, pędzony wiosłem:
"Zawsze", wiedziony sterem: "Wiecznie", rosłe
Maszty ubierając w żagle: "Nadludzko".
I płyniesz nad Lagasz, nad Ur, nad Judzką
Ziemią falujesz, utrefiona, młoda
Bez-nadzieją na przemijanie; w godach
Nieustających uśmiechasz wołania
Proroków: mienisz się syta w oddaniach,
Liczysz dusz zaprzedania, wypłacasz grosz
Migotliwych olśnień, szczęścia łzawych ros.
Jesteś wszędzie, chociaż nigdzie Cię nie ma;
Krzyczysz w feeriach, a zostajesz niema.
Zastygła w doskonałości, cierpliwa
W nieskonaniu, nieczule litościwa...
Więc czemuż to porzucam Cię dla... żony?
Bo ciepły jest pot śmiertelny - choć słony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz