Pełną sterczących kikutów po ścince.
Odkryte słoje nie szumią wśród różów
Zgasłego zachodu, lecz tworzą sińce
Rozlanej, zastygłej tortury: w ziemi
I w zbolałej głowie z wzrokiem utkwionym
W ich bezzębną niskość. Horyzont cieni
Gór zbyt dalekich rozprasza korony.
Tyle trzeba było iść, by oślepnąć
Tylko? By teraz rozgrzebywać ziemię
Jałową spustoszeniem, suchą, cierpką?...
Zapomniałem: ścigałem ptaki w niebie...
A dziś nie zmyję kamuflażu z pyłu,
Bo teraz - bez fortelu - zowię się NIKT.
Nie zdołam klęknąć, zawołać: "Pomiłuj!",
Albowiem w echu zatonie każdy krzyk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz